Skrywana miłość dansingowego basisty do wczasowiczki o imieniu Krysia stała się tematem piosenki “Jesteśmy na wczasach”, należącej do grona najbardziej znanych utworów Wojciecha Młynarskiego. Autor opisał niedoszły romans w sposób, który bardzo przypadł do gustu Polakom. – Widać w tej piosence było coś takiego, co utrafiło w sens pewnej obserwacji obyczajowej naszego życia w tym dosyć siermiężnym PRL-u. To było przesłanie, że nawet w tej szarej i ponurej rzeczywistości możliwe są nagle, że się tak wyrażę szumnie, zrywy uczuć – mówił artysta.
Polska miłość według Wojciecha Młynarskiego
Historia opisana w piosence, jak to często bywało u Młynarskiego, miała swój pierwowzór w realnym zdarzeniu, choć różniła się od niego w niektórych detalach. – To nie było w górach, tylko na Mazurach, w Giżycku. Lał straszliwy deszcz, namiot nam przeciekał i myśmy z kolegami chodzili do tej knajpy, żeby się ogrzać i przy okazji wypić piwko. Tam był (znowu zmiana) nie żaden basista, tylko perkusista, który miał taki mikrofonik i nosowym głosem zapowiadał: “Dla sympatycznej panny Krysi…” – wspominał autor.
Zupełnie inne tło miała miłość przedstawiona w utworze “Kartoflanka”, rozpoczynającym się od słów: “Gdzie są te chwile, kto mi wytłumaczy, gdy do stołówki razem szliśmy miła. Za nami został dzień solidnej pracy, przed nami na stoliku już dymiła kartoflanka, biurowa kartoflanka”. – To zaskakiwało, bo wtedy kontekstem dla piosenki miłosnej, sentymentalnej był jakiś plener, jakiś pejzaż, jakieś liście jesienne, jakieś kormorany, które odlatują itd. A ja to wszystko wpakowałem do stołówki zakładowej, gdzie oni zakochali się nad talerzem z kartoflanką – opowiadał Młynarski.
Bynajmniej niełatwy przypadek Marioli
Jeszcze inna, gorzko-humorystyczna opowieść zawarta jest w piosence “Bynajmniej”, w której główny bohater, “czyniąc dopłatę do pierwszej klasy”, próbuje walczyć o względy pasażerki jadącej tym samym pociągiem. Jego zaloty napotykają jednak na mur obojętności i kpin z nieporadnego języka, jakim się wysławia. Narrator kończy swą opowieść słowami: “tego, co się zatliło i uleciało w dal, przez małą chwilę mi się zrobiło bynajmniej żal”.
Językowo-miłosne perypetie Młynarski przedstawił po mistrzowsku również w utworze pod tytułem “Nie mam jasności w temacie Marioli”. Bohater tego tekstu pochodzi z Sochaczewa i jest skołowany werbalnymi komunikatami, jakie płyną z ust jego ukochanej. Narrator, zapewne bardziej doświadczony w tych kwestiach, radzi mu, aby przestał analizować i brać dosłownie jej wypowiedzi, “bowiem ujmując tę rzecz jeszcze prościej, a jest to temat sercu memu bliski, nie ma jasności w temacie miłości, nie ma jasności – ale są przebłyski!”.
Polska miłość, francuskie wpływy
“W temacie miłości” Młynarski potrafił być też poważny, wzruszający i liryczny. Tak jak w utworze “Polska miłość”, opowiadającym o niełatwych kolejach uczuć łączących ludzi uwikłanych w codzienne sprawy. Ta miłość “czasem podbite oko ma, na pamięć kodeks karny zna, przez życie się łokciami pcha”, a z drugiej strony “umie przebaczać, umie drwić, pod płotem spać, na wiarę żyć”. Niepotrzebnie też udaje coś, czym w rzeczywistości wcale nie jest: “gra wielką damę, a gdy mówi o sobie, to kłamie”. A przecież “co by prawdę jej mówić szkodziło?”.
Niezwykle romantyczna “Piosenka starych kochanków” opowiada z kolei o szalonych namiętnościach, zdradach i ucieczkach, które kończą się zawinięciem do bezpiecznej przystani w refrenie: “Czy ty wiesz, jedyna czuła i najmilsza ma, że ja od wschodu aż do zmierzchu dnia wciąż bardziej cię kocham?”. W tym wypadku Młynarski – nie pierwszy i nie ostatni raz w swej karierze – posłużył się twórczością francuskiego barda Jacquesa Brela, tłumacząc na polski jego utwór “La chanson des vieux amants”.